Przyznam, że strasznie się bałam. Pisałam może już o tym?
Bałam się tej podróży tak bardzo, że warto wspomnieć o tym raz jeszcze. Dopiero wtedy może zrozumiecie mój zachwyt gdy wreszcie dotarłam na miejsce.
Dlaczego się bałam? Niektórzy ze śmiechem mówią, że to taka niegroźna histeria, a dla mnie ten wyjazd był pierwszy i jedyny w swoim rodzaju. Pojechałam sama, kompletnie bez planu (ojtam, jakiś plan w sumie był), posiadając bilet lotniczy, kolejowy i rezerwację w trzech hotelach. NIGDY i NIGDZIE nie wyjeżdżałam sama i właśnie TO,
a nie cel podróży, było dla mnie największym przeżyciem.
Bo przeżyłam ;) i to jak! A w podróży towarzyszył mi zakupiony na lotnisku, za skandaliczną cenę 11 zł< Haruki Murakami i oczywiście Gwen :)
Podróż przez Istambuł z 7dniogodzinną przesiadką w środku nocy (nuuuuuda i jeszcze większa nuuuuda, bo ileż można tak łazić po tym lotnisku, a już jak obwieścili opóźnienie samolotu to myślałam, że się popłaczę!).
Potem ok 12h lot via Kansai - Osaka.
Pierwsze zaskoczenie - nigdy tak dobrze nie spało mi się w samolocie ;)
Przyleciałam ciemną nocą i z duszą na ramieniu, bo wiedziałam, że jeszcze chwila i nie wyrobię się do hotelu i zamkną mi przed nosem.. A jeszcze jak tu się do hotelu dostać? nie mam mapy... generalnie jestem spory kawał drogi od miasta..
Kolejne miłe zaskoczenie - Japończycy mają tak głęboko wpojoną odpowiedzialność, że zawsze się znalazł ktoś miły, choćby nawet niemówiący po angielsku (70% sytuacji gdy się nieco zapodziałam), kto nie pozwolił mi się zgubić :)
Zawsze jakoś można się dogadać i efektem tego wielokrotnie byłam "brana za fraki" i odstawiana na miejsce przeznaczenia ;) I czym tu się stresować?
Zawsze serdecznie dziękowałam losowi i mojemu przewodnikowi z łapanki, że tak przemyślnie pojawił się na mojej drodze!
Osaka zawsze już będzie tym szczególnym miejscem. Moje pierwsze miasto w Japonii ;)
Pierwszy spacer, jeszcze nim dzieci ruszyły do szkoły (zakichany jetlag) odbyłam co chwila spotykając przemiłe starsze panie, które życzliwie kłaniały mi się na powitanie, a którym ja starałam się zawsze ładnie odkłonić okazując szacunek. Czułam się jakbym była pierwszym turystą w tym miejscu (co jest oczywistą nieprawdą). Ta niespodziewana życzliwość starszych dam wywoływała na mej twarzy niekończący się promienny uśmiech. Tak właśnie powitała mnie Japonia :)
Tak totalnie inne od Kyoto i Tokyo. Każde z nich miało swój jedyny i niepowtarzalny charakter, do każdego zawsze chętnie będę wracać, w myślach i w przyszłości...
Ale dość paplania! Może chcecie zobaczyć kilka zdjęć?
By nieco urozmaicić oglądanie przy ważniejszych zabytkach (nie tylko w tym poście) podam linka,choćby do wikipedii. Może ktoś z Was będzie zainteresowany historią tych miejsc. Ja nie nadaję się na autora przewodnika ;) więc nie porywam się z motyką na słońce.
Osaka Castle - czyli pałac w Osace,
Jest przepiękny, choć pewnie nie najpiękniejszy w Japonii ;) ale mnie zachwycił.
Mieści się w kompleksie pałacowo ogrodowo świątynnym gdzie spędziłam caluśki pierwszy dzień.
W samym pałacu mieści się muzeum, a na najwyższy jego piętrze znajduje się taras widokowy,
skąd można podziwiać rozległe ogrody i piękną panoramę Osaki.
Po zwiedzeniu pałacu i pięknych ogrodów, po zachłyśnięciu się chwilą ciszy i niesamowitej atmosfery świątyń, pozwoliłam nogom by swobodnie poniosły mnie dalej i trafiłam na miejskie centrum ogrodnicze nieopodal :)
gdzie na wielu piętrach mogłam podziwiać niesamowitą ekspozycję,
w tym szalenie szczegółowo wykonane makiety miast i miasteczek z regionu.
Jeśli kiedyś traficie do Osaki - muzeum polecam! Dużym i małym!
Osaka nocą wygląda bajecznie!
- koniec odcinka pierwszego -
gratuluję wytrwałości ;)
i dziękuję za uwagę!
dobranoc