poniedziałek, 23 czerwca 2014

Osaka - wielkie lądowanie..





Przyznam, że strasznie się bałam. Pisałam może już o tym? 
Bałam się tej podróży tak bardzo, że warto wspomnieć o tym raz jeszcze. Dopiero wtedy może zrozumiecie mój zachwyt gdy wreszcie dotarłam na miejsce. 
Dlaczego się bałam? Niektórzy ze śmiechem mówią, że to taka niegroźna histeria, a dla mnie ten wyjazd był pierwszy i jedyny w swoim rodzaju. Pojechałam sama, kompletnie bez planu (ojtam, jakiś plan w sumie był), posiadając bilet lotniczy, kolejowy i rezerwację w trzech hotelach. NIGDY i NIGDZIE nie wyjeżdżałam sama i właśnie TO, 
a nie cel podróży, było dla mnie największym przeżyciem. 
Bo przeżyłam ;) i to jak! A w podróży towarzyszył mi zakupiony na lotnisku, za skandaliczną cenę 11 zł< Haruki Murakami i oczywiście Gwen :)



Podróż przez Istambuł z 7dniogodzinną przesiadką w środku nocy (nuuuuuda i jeszcze większa nuuuuda, bo ileż można tak łazić po tym lotnisku, a już jak obwieścili opóźnienie samolotu to myślałam, że się popłaczę!).
Potem ok 12h lot via Kansai - Osaka.

Pierwsze zaskoczenie - nigdy tak dobrze nie spało mi się w samolocie ;)

Przyleciałam ciemną nocą i z duszą na ramieniu, bo wiedziałam, że jeszcze chwila i nie wyrobię się do hotelu i zamkną mi przed nosem.. A jeszcze jak tu się do hotelu dostać? nie mam mapy... generalnie jestem spory kawał drogi od miasta..
Kolejne miłe zaskoczenie - Japończycy mają tak głęboko wpojoną odpowiedzialność, że zawsze się znalazł ktoś miły, choćby nawet niemówiący po angielsku (70% sytuacji gdy się nieco zapodziałam), kto nie pozwolił mi się zgubić :)
Zawsze jakoś można się dogadać i efektem tego wielokrotnie byłam "brana za fraki" i odstawiana na miejsce przeznaczenia ;) I czym tu się stresować?
Zawsze serdecznie dziękowałam losowi i mojemu przewodnikowi z łapanki, że tak przemyślnie pojawił się na mojej drodze!

Osaka zawsze już będzie tym szczególnym miejscem. Moje pierwsze miasto w Japonii ;)
Pierwszy spacer, jeszcze nim dzieci ruszyły do szkoły (zakichany jetlag) odbyłam co chwila spotykając przemiłe starsze panie, które życzliwie kłaniały mi się na powitanie, a którym ja starałam się zawsze ładnie odkłonić okazując szacunek. Czułam się jakbym była pierwszym turystą w tym miejscu (co jest oczywistą nieprawdą). Ta niespodziewana życzliwość starszych dam wywoływała na mej twarzy niekończący się promienny uśmiech. Tak właśnie powitała mnie Japonia :)
Tak totalnie inne od Kyoto i Tokyo. Każde z nich miało swój jedyny i niepowtarzalny charakter, do każdego zawsze chętnie będę wracać, w myślach  i w przyszłości...

Ale dość paplania! Może chcecie zobaczyć kilka zdjęć?
By nieco urozmaicić oglądanie przy ważniejszych zabytkach (nie tylko w tym poście) podam linka,choćby do wikipedii. Może ktoś z Was będzie zainteresowany historią tych miejsc. Ja nie nadaję się na autora przewodnika ;) więc nie porywam się z motyką na słońce.
 
Osaka Castle - czyli pałac w Osace,
Jest przepiękny, choć pewnie nie najpiękniejszy w Japonii ;) ale mnie zachwycił.
Mieści się w kompleksie pałacowo ogrodowo świątynnym gdzie spędziłam caluśki pierwszy dzień.
W samym pałacu mieści się muzeum, a na najwyższy jego piętrze znajduje się taras widokowy,
skąd można podziwiać rozległe ogrody i piękną panoramę Osaki.














 


 
Po zwiedzeniu pałacu i pięknych ogrodów, po zachłyśnięciu się chwilą ciszy i niesamowitej atmosfery świątyń, pozwoliłam nogom by swobodnie poniosły mnie dalej i trafiłam na miejskie centrum ogrodnicze nieopodal :) 



  Następnie trafiłam do Muzeum Historii Osaki
gdzie na wielu piętrach mogłam podziwiać niesamowitą ekspozycję,  
w tym szalenie szczegółowo wykonane makiety miast i miasteczek z regionu.
Jeśli kiedyś traficie do Osaki - muzeum polecam! Dużym i małym!
 






 Osaka nocą wygląda bajecznie!








- koniec odcinka pierwszego -
gratuluję wytrwałości ;)
i dziękuję za uwagę!

dobranoc







sobota, 21 czerwca 2014

Made in Japan vol.2

Dziękuję serdecznie za wszystkie otrzeźwiające komentarze pod poprzednim postem,
za wsparcie, rady i wszystkie kopy w ty..k :* Poprawię się i przestanę marudzić ;)

Niniejszym zapraszam na kolejny odcinek telegraficznej relacji z Dżaponii!
Myślę, że część z Was już zna te zdjęcia, bo wrzucałam je na bieżąco na fb już podczas pobytu TAM.
Są najbardziej lalkową kompilacją ze wszystkich zdjęć jakie robiłam, bo plan miałam prosty,
 komórką robiłam fotki do zabawy w appkach i zamieszczenia na fb, aparatem zdjęcia "ku pamięci".
Tą drugą serią też chętnie się z Wami podzielę tylko muszę zrobić surową selekcję -
 pierwszy raz udało mi się "zapchać" duuuużą kartę pamięci
 i ostatniego dnia musiałam kasować zdjęcia na gorąco 
by cokolwiek jeszcze uwiecznić :)

-Zapraszam-

1. Ostatni dzień w Kyoto, pierwsze zwiastuny pory deszczowej.

Zwiedzałam zamek Nijō, z okresu Szogunatu Tokugawa, 
 znany między innymi z pięknych ogrodów zen i "słowiczej podłogi".
Wspomniana konstrukcja faktycznie śpiewa gdy w skarpetkach przemierzamy korytarze!
Filmowanie i robienie zdjęć w zamku jest surowo zakazane 
ale TUTAJ znajdziecie filmik pozwalający sobie wyobrazić 
dlaczego podłogę nazwano słowiczą.
Konstrukcja podłogo miała na celu ostrzegać władcę przed każdym zbliżającym się osobnikiem.


2. Tokyo...
Tu działo się tak dużo, że nie jestem w stanie wszystkiego po kolei opisać :D
Miałam ogromne szczęście spotkać się z Marti i spędzić z nią cały dzień, poznając miasto jej oczami.
Wtedy zwiedziłyśmy głównie Harajuku i Shibuja i spokojnie mogę stwierdzić, że właśnie Harajuku jest moim ukochanym miejscem w Tokyo :) Jadłam naleśniki z matchą, niebiańsko pyszne pierożki gyoza w tyciej restauracji, zwiedzałam małe uliczki i wielkie aleje.. Trafiłyśmy do bajecznego sklepy Volks'a.. 
Zaciągnęłam też Marti w miejsca jak Akihabara (głównie lalkowe sklepy azone) 
oraz na Daikanyama gdzie odszukałyśmy sklep Junie Moon gdzie wcześniej Marti się nie zapuszczała :D
Ale o tym później :)



dziękuję za uwagę ;)
Życzę miłego weekendu!

środa, 18 czerwca 2014

dylematy...

czasem jak patrzę na tego bloga, a szczególnie na jego początki,
 to mam ochotę z trzaskiem go zamknąć!
 przynajmniej połowę idiotycznych postów wykasować....
ech...

jednak obiecałam niektórym więcej zdjęć z Japonii :)
na to wreszcie przyjdzie czas.. kiedyś ;)

w międzyczasie pochwalę się ... hmmm.. czym tym razem?
- nową momoko?
- ostatnimi zakupami?
... a może swoimi zmaganiami z igłą i nitką!

zatem proszę, oto efekt ostatniej bezsennej nocy,
szare baggy pants :)
koszulka by ilovethatdoll